Wiadomości Polska Ludzie i kultura Pjer Žalica opowiada o zwycięskim filmie „Święto pracy”
Ludzie i kultura

Pjer Žalica opowiada o zwycięskim filmie „Święto pracy”

Marta Bałaga: Skupiasz się tu na ludziach, którzy ciągle mówią, rozmawiają, ale nie zawsze wyciągają z tego wnioski.

Pjer Žalica: Myślę, że to dobra obserwacja: naprawdę za dużo mówimy. Do tego robimy to, gdy wokół walą się całe światy. Po prostu siedzimy i dyskutujemy o jakichś pustych tematach, o osobistych problemach naszych sąsiadów. Powinniśmy móc dzielić się naszymi problemami, pewnie, ale i tak tego nie robimy. Dlatego czujemy się tak samotni, a nic nie zostaje rozwiązane.

W ten sposób mogłem przedstawić prosty fakt, że wreszcie musimy zmierzyć się z prawdą. Aby poczuć się swobodnie, aby zmienić coś na lepsze. Ale nie, my wolimy zaprzeczać prawdzie albo wręcz przed nią uciekać. I to nie tylko na Bałkanach! Czasami myślę, że na tym polega istota demokracji: dużo mówić, nic nie powiedzieć.

M.B.: Twoi bohaterowie dowiadują się, że ktoś, kogo znają, został aresztowany i oskarżony o zbrodnie wojenne. Przyglądanie się ich reakcjom jest dość ciekawe. 

P.Ž.: W naszych społecznościach, w tym całym regionie, tego rodzaju wieści nigdy nie są do końca zaskakujące. To znaczy są, ale nie są rzadkie. Wiesz, że wielu ludzi popełniło przestępstwa. Ale kiedy dotyczy to twojego sąsiada lub kogoś, kogo po prostu znasz, reagujesz zupełnie inaczej. Ludzie nie lubią nieprzyjemności. Do tego ci właśnie przygotowują imprezę! To całkiem normalne, że nie chcą zmierzyć się z powagą tej sytuacji.

Można się zastanawiać, jak mogli o tym nie wiedzieć. Wszyscy byli cały czas razem. Drugie pytanie brzmi: Co zrobisz z tak „gorącym” tematem? Ale ostatecznie i tak bardziej zajmuje ich kwestia, skąd można wziąć mięso. „A potem, jeśli będziesz miał czas, sprawdź, co się dzieje z naszym sąsiadem”. Na początku nie jest to ich główne zainteresowanie, choć później się takim staje. Nie są złymi ludźmi. Mają tylko nadzieję, że ktoś powie im, że to wszystko był błąd, że ten mężczyzna jest niewinny i że impreza może się odbyć, do tego większa niż kiedykolwiek wcześniej. Ale prawdy nie da się wiecznie unikać.

M.B.: Jedna osoba mówi: „Przepraszam już od 30 lat”. Chcą iść dalej, ale czy powinni?

P.Ž.: Można iść dalej, ale najpierw musisz zmienić swoje nastawienie. Nawet ludzie ze straszną przeszłością mogą iść dalej. Mam nadzieję, że te postaci zostały popchnięte wystarczająco mocno, żeby to zrobić. W końcu musieli przyznać, że jest im przykro, przeprosić. Ktoś musiał zapytać sąsiada nie o grilla, ale o to, jak zginął jego syn. Powinniśmy rozmawiać o ważnych rzeczach, dzielić się ważnymi emocjami. W takich miejscach ma się wrażenie, że ludzie żyją razem jako zwarta społeczność. Ale to nieprawda – każdy sam przeżywa swoje tragedie. A potem wybiera milczenie.

Ta wojna miała miejsce 30 lat temu. Nie dwa, nie sześć miesięcy temu. I wciąż rzuca cień na nasze życie, na życie młodych ludzi. To okropne! Kiedy byłem młody, wydawało nam się, że II wojna światowa wydarzyła się tysiące lat temu. Nasze życie w Jugosławii było dynamiczne i dostatnie, choć teraz może to zabrzmieć śmiesznie. Słuchaliśmy Boba Dylana i snuliśmy plany dotyczące tego, jak zmienić naszą społeczność. Nie mieliśmy pojęcia, że skończy się to krwawym konfliktem.

Można powiedzieć, że dzisiaj wojna to już sposób na życie. Kiedy robiłem swój pierwszy film, opowiadał o wpływie wojny na moje pokolenie. Potem przeczytałem scenariusz o wpływie wojny na pokolenie moich rodziców. Ten film też zrobiłem. Ale nie wiedziałem, że będę musiał zrobić jeszcze jeden, o wpływie wojny na pokolenie mojego syna. O ludziach, którzy mówią „idę do domu” i mają na myśli Niemcy.

M.B.: A jednak twój film jest dość ciepły. W tych postaciach jest ciepło.

P.Ž.: Oczywiście – jesteśmy przemiłymi ludźmi! Jeśli tam pojedziesz, zawsze serdecznie cię przyjmą. O to chodziło, bo w filmie wszyscy są sympatyczni, ale ślepi jak nietoperze. A kiedy idą głosować, głosują na tych samych ludzi, których ciągle krytykują. To zupełne szaleństwo. W Bośni zawsze oczekujesz, że ktoś inny cię w czymś wyręczy. W jednej części kraju myśleli, że tym „kimś” będzie Putin. W innej, że będzie to Chorwacja. Najłatwiej byłoby po prostu zrobić coś razem, ale nie – my wolimy się kłócić.

M.B.: Dobrzy ludzie robią złe rzeczy. Chyba właśnie to jest w tym wszystkim najbardziej przerażające?

P.Ž.: Tak jest podczas wojny. Jak wszyscy zwracam teraz uwagę na to, co dzieje się na Ukrainie. Powinni walczyć, to jasne: Rosja najechała ich kraj. Ale nawet najlepsi z nich mogą popełnić straszne przestępstwa. Ważne jest, aby to potem rozpoznać: przestępstwo to przestępstwo.

My też walczyliśmy, ale później, gdy nastał pokój, po prostu położyliśmy się plackiem i pozwoliliśmy, żeby ktoś inny przejął nad nami kontrolę. Co, moim zdaniem, było poważnym błędem. Teraz ktoś, kto dla jednych jest bohaterem, dla innych jest przestępcą. Kiedy pochowano jednego z bardzo znanych zbrodniarzy wojennych z Sarajewa, tysiące ludzi przyszło się z nim pożegnać. To prawda, walczył, ale popełniał też straszne zbrodnie, zabijał niewinnych ludzi. Więc dlaczego ludzie go teraz celebrują?

Źródło informacji: WFF

 


Informacja pochodzi z serwisu: pap-mediaroom.pl

Exit mobile version