Stosunkowo niedawno w Polsce ciałopozywtywność pojawiła się na Instagramie, gdzie przeważnie dziewczyny, a nie chłopcy, walczą o dobre samopoczucie ludzi z „innościami”: grubych i chudych, starych, z bielactwem czy rozstępami. Jednak hasztagi #bodypositivity czy #loveyourbody niekoniecznie są dobrze odbierane. Ruch body positywity, ciałopozytywność, nasze społeczeństwo kojarzy bowiem z akceptacją osób z nadwagą. A także myli jego ideę z chwaleniem otyłości, co prowadzi do krytyki ruchu. Body Positivity powiada jednak, że to zdrowie jest najważniejsze. Otyłość zaś jest szkodliwa, anoreksja również. Ruch próbuje spojrzeć na własne i cudze ciało bez nienawiści. Uczy dostrzegania piękna w różnorodności. Sięga lat 60. XX w., ale dopiero w 1996 r. zyskał nazwę.
„Ruch ciałopozytywność jest buntem wobec kultury, która wywierała i nadal wywiera ogromną presję na ciało. Zewsząd zalewają nas wzorce: tak ma wyglądać zdrowe ciało, tak wygląda chore. Wygląd i kondycja ciała stanowi o statusie, pochodzeniu, lepszości i gorszości. W piosence >>Victoria’s secret<< krótko i dosadnie wyjaśnione zostały zawiłości tematu. >>Znam sekret Victorii/ I, dziewczyno, nie uwierzyłabyś/To starszy facet mieszkający w Ohio/ Robi kasę na dziewczynach takich jak ja/ Zarabia na problemach z ciałem/ Sprzedaje skórę i kości z dużymi cyckami<<”– odwołuje się do tesktu pop kultury Aga Szczypior – Bulanda, psychoterapeutka PTP, specjalistka psychoterapii dzieci i młodzieży, od wielu lat wspierająca pracę pacjentów i placówek zajmujących się leczeniem otyłości.
Obsesja świata – piękno
To właśnie w obliczu „piękna”, obsesji świata, wypłynął ruch ciałopozytywności, który u swych podstaw ma wspieranie różnorodności. Ma też zatrzymać proces zamęczanie ciała, na rzecz ukochania. Ciało ma przestać być używane, za to ma być afirmowane.
„I wydaje się, że to może być dobry początek, choć sam proces budowania dobrej relacji ze swoim ciałem często nie jest łatwy, bywa, że trwa latami. Tu nie wystarczy powtarzać sobie: >>Jestem piękna taka jaka jestem<<” – mówi Aga Szczypior – Bulanda.
Ekspertka zauważa, że od wielu lat obserwujemy, w jaki sposób biznes związany z odchudzaniem zarabia coraz większe pieniądze, przyczyniając się jednocześnie do wzrostu, a nie spadku, otyłości. Kolejne diety cud, rozbudowane ćwiczenia, aplikacje przypominające, co zjeść i ile, powodują, że nasz organizm rozregulowuje się coraz bardziej.
„A jeśli nadal będziemy chcieli spełniać często sprzeczne oczekiwania wobec ciała, które już ledwo od naszych zabiegów zipie, jeśli nie zmienimy naszych wyobrażeń na temat dobrej opieki nad nim, nic nie zmienimy” – zapewnia Aga Szczypior Bulanda.
Elżbieta Lange, psychoterapeutka specjalizująca się w nurcie Gestalt, psychodietetyk, pracująca głównie w obszarze zaburzeń odżywiania, zaburzonego obrazu własnego ciała, odzyskania poczucia własnej wartości, podkreśla, że wielka szkoda, iż w Polsce ruch, który robi tak wiele dobrego i wcale nie jest niczym nowym, bo rozwija się od ćwierć wieku, jest nagminnie mylony z akceptacją otyłości.
„To spłaszczenie tematu. Owszem, ciałopozytywność zachęca do akceptacji własnego ciała, ale akceptacja nie oznacza zwalniania siebie z odpowiedzialności za ciało i dbania o jego potrzeby – mówi Elżbieta Lange. – Przeciętna dorosła kobieta nie może mieć rozmiaru 32, a pop kultura nam to wmawia. To niearealistyczne i robi kobietom krzywdę, pozbawia poczucia własnej wartości, frustruje. Zaakceptujmy, że mamy bardzo różne ciała i każdemu ciału należy się szacunek” – radzi ekspertka.
Piękno z fotoszopa
Jesteśmy tak dalece bombardowani pięknem poprawianym, że zaczynamy wierzyć, że wyjątkowa uroda występuje częściej niż w naturze i tak właśnie powinniśmy wyglądać. Mocno odrealniony obraz serwują celebrytki, które kilka dni po urodzeniu dziecka chwalą się w social mediach, że nie mają ciążowego brzucha. Niby wiemy, że to nie jest możliwe, a jednak chcemy wierzyć w te iluzje.
– Nasze życie toczy się jednak tu, nie w internecie, tu borykamy się z problemami i statystycznie 90 % kobiet nie może mieć płaskiego brzucha od razu po urodzeniu dziecka. To powoduje frustracje, kobiety uderzają w poczucie własnej wartości. Zaczynają w przemocowy sposób taktować swoje ciała, wydają na nie mnóstwo pieniędzy, poświęcają im mnóstwo czasu. Wszystko to wymyka się spod kontroli. Wirtualny świat robi nam krzywdę – mówi Elżbieta Lange.
Zdaniem ekspertki, tu właśnie dobrą pracę wykonuje ruch body posityvity: pokazuje, że rzeczywistość instagramowa nie jest prawdziwa. Mówi: akceptuj swoje ciało, bo to jest twój dom.
„Nie wybieramy sobie ciał, one kształtują się w wyniku różnych naszych doświadczeń. Jeśli ktoś nieustająco doświadczał przemocy, być może będzie miał zgarbione plecy od chronienia się przed nią. Dlatego mamy takie ciało, jakie pozwolono nam mieć. Ale naszą odpowiedzialnością jest zadbanie o jego potrzeby. Akceptacja nie oznacza braku odpowiedzialności. Żyjemy jednakże w narcystycznych czasach sprowadzających ciało wyłącznie do ładnego obrazka. A ciało nie jest od >>wyglądania<<, dzięki niemu możemy w ogóle istnieć. Nasza egzystencja realizuje się w ciele. Potrzebuje ruchu, dobrego odżywienia, miłości, seksu, snu, nawodnienia, relaksu. To ono pozwala wyjść na spacer, zatapiać się w dobrej książce i przytulić przyjaciółkę. Doceniajmy je i starajmy się myśleć o nim miło. Ruch ciałopozytywność to akceptacja ciała w takim właśnie sensie i uznanie jego potrzeb. Nie mówi >>nie dbaj o swoje ciało, udawaj, że jest OK, gdy jesteś otyły<< – zapewnia Elżbieta Lange.
Otyłość – choroba wieloczynnikowa
To złożona choroba, z której bardzo trudno jest wyzdrowieć. Jest wielopoziomowa i nie wynika tylko z tego, że ktoś nie rusza się i za dużo je. Owszem, niezdrowy tryb życia to jedna z przyczyn, ale otyłość to problem biologiczny, genetyczny, środowiskowy – mamy złe nawyki wyniesione z domu. Są też chorobowe problemy z metabolizmem, przy których diety bardzo niskokaloryczne są zabronione, bo dodatkowo słaby i tak metabolizm spowalniają, a im on słabszy, tym bardziej tyje się. Problemem też jest nadmiar jedzenia i łatwy do niego dostęp. Używamy go więc do zaspakajania rożnych potrzeb nie związanych z głodem. Tak więc również czynniki psychologiczne powodują, że ktoś zaczyna chorować na otyłość.
„Moja pacjentka przez 10 lat nie była u lekarza, bo jeden tak ją sponiewierał, że mimo różnych dolegliwości zaniechała badań. Poszła do lekarza dopiero po psychoterapii. Potem przeszła operację bariatryczną. Inna kobieta musiała opuścić taksówkę, bo nie mogła zapiąć się w pasy. Otyłość to codzienny ból, upokorzenie, poczucie winy. Zdrowienie jest bardzo trudne, często kończy się farmakologią lub operacją bariatryczną. Tej choroby nie da się leczyć odpowiednią dietą i ruchem, bo niesie ona taki poziom patofizjologii i zaburzeń układu głodu i sytości, wydzielania greliny i leptyny, hormonów za to odpowiadających, że to jest bardzo skomplikowane. Za otyłością stoją traumy spowodowane nadużyciami seksualnymi, przemocą domową i szkolną. Dzieci otyłe są albo przekarmiane albo nadmiernie odchudzane. Nikt z dnia na dzień nie staje się otyły i nikt świadomie nie chce być otyły. To wieloczynnikowa choroba” – przekonuje Elżbieta Lange.
Psychoterapeutka wie od swoich pacjentek, ile ruch ciałopozytywność robi dobrego na rzecz walki z dyskryminacją i stygmatyzacją osób otyłych. Te zjawiska mogą dziwić w kraju, gdzie połowa obywateli, podobnie zresztą jak połowa świata, ma nadwagę. Pozbycie się z języka stygmatyzujących określeń będzie jednak bardzo trudne. Panuje bowiem unifikacja, wszystkich chcemy wrzucać do jednego worka, bo to daje nam poczucie bezpieczeństwa: mamy wyglądać tak samo, zachowywać się tak samo.
„Inność jest trudna, bo skłania do autorefleksji i dlatego tak irytuje. Wolimy stygmatyzować, piętnować – to łatwiejsze niż tolerancja. Wolimy być w tłumie i mieć poczucie bezpieczeństwa. A ponieważ nie wszyscy jesteśmy tacy sami, rośnie agresja wynikająca z lęku, braku świadomości, wiedzy. Gdy ludzie nie wiedzą, boją się, a jak boją się, stają się agresywni – tłumaczy Elżbieta Lange. – Mamy pandemię otyłości, a mimo to jest w tym temacie tak dużo agresji. U mnie w gabinecie pacjentki mówią: w końcu gdzieś mogę poczuć się normalnie; są inni, którzy cierpią tak jak ja. Postanawiają umalować się pierwszy raz od lat, założyć ładny ciuch. To są pierwsze kroki do zadbania o swoje ciało. Kobiety wspierają się. Mężczyźni zaś zdecydowanie mniej przejmują się swoim wyglądem, choć to oni statystycznie mają większy problem z nadwagą i otyłością. Jeśli trafia do mnie mężczyzna otyły, jest to związane z karierą zawodową albo ze zdrowiem, nie zaś z potrzebą >>wyglądania<<”- dodaje ekspertka.
Otyłość nie jest ciałopozytywna
Niemniej jednak stosunek społeczeństwa do ludzi otyłych powinien ulec zmianie. Wyzywanie ludzi od grubasów, wielorybów, czy kaszalotów jeszcze nikomu nie pomogło. Osoby chore na otyłość potrzebują akceptacji i szacunku.
„Byłam w szoku, gdy po 10 latach po raz pierwszy w sezonie wyszłam na plażę. 95% to ludzie z nadwagą lub otyłością. Szczupłych jak na lekarstwo” – komentuje pod tekstem o ciałopozytywności internautka. Na co uzyskuje odpowiedź: „polecam wizytę na plaży we Francji, Hiszpanii czy Włoszech i zapewniam, że ludzie tam przebywający to nie modele z prasy kolorowej, ani Polacy na wakacjach”. Już ta krótka wymiana zdań pokazuje, że problem leży w polaryzacji.
Pod tym samym artykułem internauta pisze: „Otyłość stała się powszechną normą, a osoby szczupłe z prawidłowym BMI traktowane są jako wychudzone i chore. Mam prawidłową wagę (BMI=21), a rodzina nazywa mnie chuderlakiem. My Polacy, nie tylko jemy, ale też mamy wreszcie wymarzone przez lata samochody. Nie po to je kupiliśmy, by teraz biegać i pocić się… Proces tycia będzie się w kolejnych latach tylko nasilać”.
Tu warto przypomnieć, że wspomniany wskaźnik wymyślony w XIX w. przez Belga Adolphe Quateleta (inna nazwa BMI to wskaźnik Queteleta II), został upowszechniony w latach XX ubiegłego wieku przez amerykańskie towarzystwa ubezpieczeniowe, żeby mierzyć ogólny stan zdrowia klientów w taki sposób, by większość wypadła pod kreską i musiała płacić większe składki. Tak więc z samego założenia dla części populacji ten wskaźnik będzie pokazywał zły wynik nawet wtedy, gdy do wagi zagrażającej zdrowiu będzie daleko. Sportowiec, którego mięśnie dużo ważą, nigdy nie będzie miał właściwego BMI. Wskaźnik nie bierze też pod uwagę masy kości.
Jedzenie – łatwa tabletka przeciwbólowa
By skutecznie walczyć z otyłością powinien być odpowiedni marketing żywieniowy, niektóre reklamy nie powinny być wyświetlane w szkołach: widok jedzenia uruchamiania bowiem potrzebę jedzenia. Co ważne, powszechnie dostępne powinny być poidełka.
Złe nawyki żywieniowe ma większość Polaków (trzy posiłki dziennie, duża ilość czerwonego mięsa, dużo prostych węglowodanów, tradycje obfitych biesiad). Dopiero od niedawna uczymy się lepszych wzorców (dieta śródziemnomorska, wege, 5 mniej obfitych posiłków w ciągu dnia itp.). Wiedzy o żywieniu powinno uczyć się w szkołach. Nie powinno być przyzwolenia na tyle zwolnień z zajęć wf. Tym bardziej, że jedzenie jest łatwą tabletką przeciwbólową, w dodatku dziś nadprodukowaną.
„Używamy jedzenia, żeby się uspokoić, ukoić smutek odreagować brak sukcesu, odstresowywać się. Jest mnóstwo potrzeb emocjonalnych, które koimy za pomocą jedzenia. Rusza szlak dopaminowy, uruchamia się ośrodek nagrody – tak nas ukształtowała ewolucja. Inaczej pewnie nie sięgalibyśmy po jedzenie i nie rozmnażali się. Inni smutki zapijają albo biorą narkotyki. Jako ludzie funkcjonujemy między dwoma biegunami: dążenia do przyjemności i unikania bólu” – mówi Elżbieta Lange.
Kochaj ciało bezwarunkowo
„Dziecko, które jest źle traktowane, nie przestaje kochać rodziców. Przestaje kochać siebie” – powtarzał Jesper Juul, duński terapeuta rodzinny i pedagog o światowej renomie. Tak samo dzieje się z ciałem. Jeśli świat mówi nam wciąż i wciąż negatywne rzeczy na temat ciała oraz różnych naszych umiejętności, sposobu bycia i przeżywania, to z dużym prawdopodobieństwem zaatakujemy samych siebie.
„Ciało jest tu zarówno obiektem wyładowania wrogich uczuć jak i narzędziem odzyskiwania utraconego poczucia wpływu. Z jednej strony go nienawidzimy, z drugiej mamy nadzieję, że uda się nam je łatwo zmienić i wtedy znajdziemy nagrodę w postaci miłości. Miłości, która jednak też już staje się zniekształcona. Jeśli doświadczyło się złego traktowania, jest się bardzo wyczulonym na jakiekolwiek oczekiwania, zranienia, konfrontację. Tymczasem, jak powiedział Gabor Mate: >>Poczucie bezpieczeństwa nie polega na braku zagrożenia, ale na istnieniu bliskich więzi<<. Nie chodzi zatem o to, aby idealizować swoje ciało, do czego bywa wykorzystywana idea ciałopozytywności. Tęsknota za bezwarunkową miłością może pochłaniać taką ideę miłości, w której obecna jest troska i odpowiedzialność. Wówczas hołdujemy idei body positive, zaciekle bronimy się przed atakami innych, i jednocześnie bywa, że kompletnie ignorujemy ewidentne sygnały, że nasze ciało już nie wyrabia” – mówi Aga Szczypior – Bulanda.
Jej zdaniem, dla jednej osoby ciałopozytywność będzie początkiem odzyskiwania wiary w siebie jako kogoś, kto może być taki, jaki jest. Dla innej stanie się wytrychem uniemożliwiającym skonfrontowanie się z autentyczną wiedzą o swoim ciele. Bywa, że uczenie się podstaw zdrowej miłości do swojego ciała to praca na lata. Miłość ta nie musi być obwarowana warunkami. Ciało dobrze jest kochać bezwarunkowo.
„Jeśli ma być to miłość na całe życie, warto jednak nauczyć się słuchać swojego ciała, rozumieć jego język, odpowiadać na jego potrzeby i dbać o ten związek” – radzi Aga Szczypior- Bulanda.
Źródło informacji: Serwis Zdrowie
Informacja pochodzi z serwisu: pap-mediaroom.pl