Zdrowie i styl życia

Lenka ma nowe serce: Spokój jest jej codziennością

Lenka czekała na nowe serce przez cztery lata. Jej rodzina doświadczyła w tym czasie wielu trudnych chwil, aż w końcu tuż przed Wigilią dziewczynka otrzymała wymarzony prezent. Teraz każdego dnia wsłuchuje się w miarowe bicie jej serca, które jak muzyka przywraca jej spokój i nadzieję.

Lenka ma zaledwie dziesięć lat, a jej wypowiedzi wskazują na dużą dojrzałość. Pięknie dobiera słowa, jednak w głosie małej dziewczynki słychać radość i zawadiackość. Do tego czasu wychowywała się wśród dorosłych, uniemożliwiając jej kontakty z rówieśnikami, spotkania po lekcjach, wspólne zabawy, czy zawieranie przyjaźni. Przez cztery lata, które wypełniła diagnoza i pandemia, nie mogła chodzić do szkoły. Teraz jest w czwartej klasie, a Lenka zapowiada, że wykorzysta każdą okazję, aby nadrobić stracony czas. Ma przed sobą całe życie!

Nowe serce dałoby szansę spełnienia wielu marzeń. Chciałby odbyć wycieczkę do Korei Południowej, aby zasmakować tamtejszych potraw, pozwiedzać Morskie Oko i poczuć bliskość gór oraz urządzić sobie pokój na poddaszu wypełniony pluszakami i klockami lego. Poza tym chciałby skorzystać z zajęć boksu i wspinaczki, a przede wszystkim mieć prawdziwą przyjaciółkę.

„Teraz jak pójdę do szkoły, to może będę mieć prawdziwą przyjaciółkę?” – zastanawia się Lenka.  

Lena zawsze marzyła o mieć bliską przyjaciółkę. W głowie jej się mnożyły wizje porannych i wieczornych spotkań, wspólnych wycieczek, przeżywania wspólnych radości i smutków. Mama, jej siostra Marzena i jej córka Gosia są jej najlepszymi powiernicami, ale Lena potrzebuje obecności kogoś w jej wieku. Czeka na wakacje z niecierpliwością, ale jednocześnie czuje lęk przed przyjściem do nowej szkoły.

„Planuję być dobra w szkole, bo chcę zostać lekarzem – kardiologiem. O sercu już trochę wiem i o swojej chorobie też. Jedna komora mojego serca nie była w stanie prawidłowo pompować krwi. Robił się zastój i dlatego serce było powiększone. Miałam też powiększone żyły wątrobowe i inne problemy, bo serce nie dawało już rady pompować krwi” – wyjaśnia rzeczowo.

Została zmuszona zamieszkać w domu na pół roku. Na szczęście może cieszyć się wiosną i lasem, które są tuż obok. W wolnych chwilach może biegać i próbować dogonić swojego starszego brata Patryka. Jednak choroba, która ją dotknęła, pozbawia ją wspomnień.

Weronika wspomina, że Lenka była pogodnym i mądrym dzieckiem od pierwszych dni. Jednak częste infekcje były jej przekleństwem. Pierwsza pojawiła się, gdy miała zaledwie kilka tygodni. Dla Weroniki była to trudna diagnoza, która przytłoczyła wszystkie wcześniejsze wspomnienia.

„Jeździliśmy, odkąd pamiętam, po lekarzach. Był taki okres, że trafialiśmy do pediatry co tydzień. Potem, gdy pojawiałam się w drzwiach przychodni, słyszałam: „przecież to jest alergia i przejdzie”. No i na początku Lenka była leczona właśnie na nią, trochę później na astmę oskrzelową, ale ze względu na wiek nie można było zrobić kluczowego badania – spirometrii. Włączany był antybiotyk, wziewne leki, które łagodziły astmę” – opowiada mama Lenki.

Nowa wersja:

18 czerwca 2018 roku w Centrum Zdrowia Dziecka (CZD) miała miejsce wizyta u pulmonologa. Wyniki prześwietlenia klatki piersiowej były bardzo niepokojące – serce było powiększone. W związku z tym pilnie skierowano pacjenta do kardiologa.

Z powodu ciągłych infekcji, zastanowiono się czy sylwetka serca nie przyczynia się do problemów zdrowotnych. Badanie wykazało, że płuca są w dobrym stanie, ale serce potrzebuje dalszej diagnozy.

Nieprawidłowa sylwetka serca wymagała natychmiastowego konsultowania z kardiologiem. Było to niezwykle ważne, aby zapobiec dalszym skutkom problemów zdrowotnych.

Gdy usłyszałam tę diagnozę, przeżyłam szok. Martwiłam się, że w szpitalu nie została wykonana kompleksowa diagnoza i nie został zaproszony kardiolog. Doktor wyjaśniła, że w CZD terminy na wizyty są bardzo długie. Postanowiliśmy więc udać się do specjalisty prywatnie, jednak dzielący nas czas był pełen niepokoju. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a scenariusz, który mi się przewijał po głowie, nie ziścił się – wspomina Weronika.

Lenka nigdy nie spodziewała się, że młody organizm jej dziecka może skrywać tak poważną chorobę. Weronika zawsze myślała, że dzieci z chorobami serca są bardzo słabe i osłabione. Nie przyszło jej do głowy, że nawracające infekcje mogą wskazywać na tak poważną dolegliwość. Jedyną szansą na powrót do zdrowia był przeszczep serca.

Po długich poszukiwaniach udało się znaleźć ośrodek, który zgodził się przeprowadzić transplantację serca. Dzięki temu Lenka miała szansę na przeżycie. Lekarze i rodzina byli bardzo podekscytowani, gdyż mieli nadzieję, że operacja się powiedzie i Lenka będzie zdrowa.

„To było dla mnie niewyobrażalne. Nie zdawałam sobie wtedy jeszcze sprawy, jak ciężko jest z transplantacją u dzieci. Mieliśmy w rodzinie przypadek, gdy dorosła osoba czekała na przeszczep wątroby, otrzymała ją, ale zmarła” – wspomina mama Lenki tamte trudne chwile, gdy wszystko stawało się jasne.

Gdy diagnoza dotarła do Weroniki, czuła się bezradna. Przed oczami miała wyobrażenie, jak wraca do domu sama, bez Leny. Całe jej ciało zacisnęło się w napięciu, szukając odpowiedzi. Na szczęście, ojciec chrzestny Leny zapewnił jej przejazd. Jednak Lena i jej brat widzieli uczucia, którymi targała się matka. Chociaż Lena nie pamiętała, co wtedy się wydarzyło, Weronice pozostały wspomnienia.

„Zanim dostaliśmy się do szpitala upłynęło kilka dni. To było straszne. Były ciągle łzy, mówienie o tym, co nas może czekać. Nie było w domu nic innego oprócz płaczu. Lena bała się szpitala. Wiedziała, że idzie na badania, by lekarze naprawili jej serce” – ucina Weronika, bo te chwile powracają jak zły sen.

Lenka miała pięć i pół roku, gdy zaczęła się jej kwalifikacja do przeszczepu. Nie mogła pójść do zerówki, ale zostało jej zaproponowane indywidualne nauczanie. Bardzo się cieszyła, że może pozostać w domu z mamą, podczas gdy jej brat musiał iść do szkoły. Pani Alicja, nauczycielka z sąsiedniej wsi, przychodziła do Lenki każdego ranka, aby kontynuować jej edukację. Krasna Dąbrowa, w której mieszkali, liczyła ok. 40 domów.

Lenka i jej rodzina nie tracili nadziei. Wiedzieli, że musi się udać. Czas mijał, a oni wierzyli, że wszystko się ułoży i że wreszcie wszystko dobrze się skończy. Mimo ciężkiego stanu, rodzina Lenki próbowała się tego trzymać. Niedługo potem rodzina i przyjaciele zaczęli modlić się za dziewczynkę, by dostała serce na czas. Lenka wciąż wierzyła, że uda jej się przeżyć.

„Jeżdżąc po tych wszystkich szpitalach zauważyłam, że ta psychiczna siła dużo daje i zakodowałam sobie w głowie, że jeśli nie będę silna i uśmiechnięta, to nie pomogę Lenie. Nie mogłam się poddać. Miałam wsparcie bliskich osób. To poczucie trzymało mnie i nie pozwoliło się rozsypać” – przyznaje Weronika.

Lenka jednakże nie przywiązywała do tego znaczenia. Przeszczep zdrowia nie był dla niej szczególnie ważny. Większy nacisk kładła na wizyty kontrolne w szpitalu. Od samego początku wykazywała się niezwykłą odwagą. Nie narzekała i nie płakała w trakcie pobierania krwi.

Pierwszy pobyt trwał ponad miesiąc. W tym czasie przeprowadzono wszystkie badania, aby zakwalifikować Lenkę do przeszczepu serca. Następnie nastąpiła dwutygodniowa przerwa, ponieważ Lenka miała delikatną próchnicę, która uniemożliwiała jej cewnikowanie. Aby zażegnać problem, trzeba było wyrwać mleczny ząb.

„Po tym zrobiono cewnikowanie. To było najgorsze badanie dla Leny. W narkozie. Cewnik jest wprowadzany przez tętnicę w pachwinie udowej do serca. Robi się jego pomiary m.in. mierzone jest ciśnienie, przepływy. W ten sposób potwierdza się chorobę. Nie było żadnych wątpliwości” – przyznaje Weronika.

„Powiedziały, że mamy się cieszyć każdą chwilą, bo nie wiadomo, ile nam czasu razem zostało. Wyszłam przed szpital na ławkę, na której siedział i czekał mąż i siostra. Zapytałam: >>Jak my to ogarniemy?<<. Mam pięcioro rodzeństwa. Było zawsze w pobliżu, pomagało, dzięki nim wytrzymaliśmy te cztery lata" –  mówi Weronika.

„Powiedziano mi, że jest potencjalny dawca i zapytano, czy wyrażam zgodę na przeszczep. Wtedy zapatrzyłam się na Lenę. Przez głowę przelatywały myśli: >>Boże, co ja mam powiedzieć? Co powiedzieć?<>przecież nie ma tak dużo tych telefonów. Może kolejny już nie zadzwoni. Teraz jest dobrze, ale za chwilę Lenka będzie leżała i nie będzie miała siły wstać z łóżka<<, więc wstępnie się zgodziłam. Okazało się jednak, że dawca był dla Leny za mały. Potem jeszcze zadzwonił jeden telefon. Dokładnie nie pamiętam kiedy, ale po paru godzinach przekazano nam, że dawca nie zakwalifikował się" – wspomina ten czas oczekiwania Weronika.

Przyszły lekarze i przekazali diagnozę

Trzy telefony w ciągu trzech lat były ostrzeżeniem. Lekarze, którzy przybyli w sierpniu 2019 roku, nie mieli wątpliwości: to kardiomiopatia restrykcyjna. W związku z tym, od razu zdecydowano się na leczenie, które miało na celu wspomóc prace serca oraz złagodzić zastój krwi w wątrobie. W czerwcu 2022 roku wszystkie wyniki były pozytywne. Organizm Lenki odzyskał siły i wytrzymał do końca grudnia.

Światło w tunelu

Januar 2023 roku przyniósł wyczekiwaną wiadomość. Wyniki badań wskazywały na poprawę, a lekarze zalecili rehabilitację i aktywność fizyczną. Lenka zaczęła chodzić na długie spacery i ćwiczyć na trampolinie z bratem. Od tego czasu jej stan zdrowia ulegał stopniowej poprawie. Była wdzięczna za każdy dzień zdrowia, który miała.

Być silnym

Lenka wiedziała, że musi być silna. Przyjmowała leki i chodziła na rehabilitację, czując się coraz lepiej. Wszystkie wyniki badań były pozytywne. Jej wątroba i serce funkcjonowały prawidłowo. W ciągu trzech lat Lenka znów zaczęła skakać na trampolinie z bratem. Cieszyła się z każdego dnia, który mogła spędzić z rodziną i przyjaciółmi.

„Pod koniec ubiegłego roku dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że Warszawa chce się otworzyć z przeszczepami dla dzieci. Lenka usłyszała o tym i powiedziała, że tam tylko chce mieć przeszczep. Nigdzie indziej. Wtedy właśnie powiedziała te słowa: >>Ja mam czas, ja poczekam<<.  Była pierwszą pacjentką poniżej 140 cm, u której wykonano przeszczep serca. Dotrzymała słowa i doczekała. Jej koleżance, którą poznała w szpitalu, nie udało się" – opowiada Weronika.

Tym razem Lena wyzwoliła się od tego zabobonu. Nie było żadnych obaw, że przeszczep odbędzie się w grudniu. Zgodnie z planem, przeszczep został odwołany i Lena była gotowa do walki. To była bardzo stresująca sytuacja dla wszystkich, ale rodzina wiedziała, że teraz to Lena jest odpowiedzialna za swoje zdrowie i życie i wiedziała, że musi zdać z tego egzamin.

Lena wykorzystała swoją silną wolę i odważyła się na podjęcie przeszczepu. Była przygotowana i wiedziała, że jest gotowa. Przeszczep odbył się w grudniu, ale tym razem było to coś pozytywnego. Przeszczep okazał się sukcesem i Lena szybko odzyskała zdrowie. Grudzień został odczarowany i rodzina mogła wreszcie czuć się bezpiecznie.

Lenka była dumna ze swojej decyzji, pokazała swoją odwagę i siłę woli. Po tym wszystkim, wiedziała, że nigdy nie będzie się bać grudnia. Przeszczep okazał się sukcesem i Lena zdobyła nowe życie – dzięki odwadze i determinacji.

Odczarowaliśmy grudzień

Rodzina Lenki nie chciała, by przeszczep odbył się w grudniu, z powodu zabobonu, który narosł wokół tego miesiąca. Najpierw w grudniu zmarł dziadek Leny, a kilka lat później, również w grudniu, przeszczep wątroby u wujka okazał się nieudany. Grudzień był dla nich przeklętym miesiącem, ale postanowili to zmienić.

Lenka postanowiła odczarować grudzień i nie było żadnych obaw, że przeszczep odbędzie się w tym miesiącu. Przeszczep się udał i Lena szybko odzyskała zdrowie. Ten sukces zainspirował ją do dalszych działań i pokazał jej, że nigdy nie należy się bać. Lenka pokonała swój strach i odczarowała grudzień.

Lenka wykazała się odwagą i determinacją, które umożliwiły jej sukces. Dzięki niej, przeszczep okazał się sukcesem i zmienił jej życie. Grudzień został odczarowany i rodzina mogła poczuć się wreszcie bezpiecznie.

„Byłyśmy w szpitalu tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Wyszłyśmy z niego w środę, 21 grudnia. Na oddziale wtedy dowiedziałam się, że koordynator transplantacyjny zapewnił mnie, że będą próbować szukać dawcy również za granicą. Była przeniesiona na listę pilną po udarze, który przeszła w sierpniu 2021 roku. Pamiętam dobrze dzień później, w czwartek robiłam gołąbki. Byłam jakaś niespokojna, zła. Wysypałam cały kilogram soli. Zaczęłyśmy ubierać z Leną choinkę” – opowiada o ostatnim dniu oczekiwania na serce Weronika.

Dwa dni później, w sobotę, o godz.13.45, zadzwonił telefon. Znów Weronice miała myśl, że to koordynator. Tym razem nie wstała, a mąż za nią pobiegł. Kiedy przybiegł, okazało się, że to była siostra Weroniki, która zadzwoniła, żeby zapytać, czy Weronika może ją odwiedzić.

Trzeci raz, w niedzielę o godz.23.10, zadzwonił telefon. Weronika wstała i pobiegła poza dom, bo wiedziała już, że to koordynator. Okazało się, że miała rację – to była informacja o nowym zadaniu, które otrzymała.

Do trzech razy sztuka – czasami trzeba wstać i wybiec, żeby wiedzieć, kto dzwoni. Niekoniecznie musimy być wyczuleni na każdą sytuację, ale czasem warto zweryfikować, kto nas dzwoni.

Weronika po raz pierwszy ostrożnie przyjrzała się sytuacji. Kiedy zadzwonił telefon po raz drugi, wiedziała już, że to może być ważna informacja, dlatego wybiegła przed dom, i słusznie. Kiedy zadzwonił trzeci raz, była już pewna, że to koordynator, i miała rację.

Weronika dowiedziała się, że czasami trzeba wstać i wybiec, aby móc zweryfikować, kto nas dzwoni. Przypadek pokazał jej, że nie każdy telefon jest ważny, ale warto sprawdzić.

Kiedy zadzwonił telefon po raz czwarty, Weronika wiedziała już, że musi wyjść i sprawdzić, kto dzwoni. I tym razem miała rację – to było ważne powiadomienie od koordynatora. Dzięki temu doświadczeniu Weronika nabrała pewności siebie, że zawsze może zweryfikować, kto ją dzwoni.

Z czasem Weronika zaczęła wykorzystywać zasadę „do trzech razy sztuka”. Kiedy zadzwonił telefon, nie musiała już czekać i sprawdzać, kto dzwoni. Wystarczyło, że wstała i wybiegła, a czasami okazywało się, że to ważna informacja.

– Nie możemy zwlekać. Jest serce. Ile czasu potrzebujemy, żeby dojechać do szpitala? – zapytała mama.

– Potrzebujemy dwie godziny – odpowiedziała Weronika. – Będziemy tam o 4.00 rano.

Mama szybko się ubrała i wybiegła z domu. Lenka wstała i wiedziała, że musi działać. Jej siostra szybko zorganizowała transport do szpitala. Musieli się spieszyć, by zdążyć na czas.

– Mam doskonały pomysł – powiedziała Weronika. – Jest serce. Jak szybko możemy dojechać do szpitala?

– Musimy się spieszyć – odparła mama. – Potrzebujemy dwie godziny, aby tam dotrzeć o 4.00 rano.

Lenka przygotowała się szybko, po czym ruszyli w drogę. Nie było czasu na długie pożegnania. Wiedzieli, że muszą jak najszybciej dotrzeć do szpitala, by uzyskać dla chorego dziecka szansę na nowe życie.

Mama, Weronika i Lenka szybko wsiedli do samochodu. Miały jedno zadanie: dotrzeć do szpitala w jak najkrótszym czasie. Gdy wystartowali, wiedzieli, że jeśli mają się zmieścić w zaplanowanym czasie, muszą dać z siebie wszystko.

Mijały minuty i kilometry, ale nikt nie odpuszczał. Jak najszybciej musieli dojechać do szpitala, by zapewnić choremu dziecku szansę na nowe życie. Ostatecznie, po dwóch godzinach intensywnej jazdy, dotarli do celu.

„Jest serce” – bardziej stwierdziła niż zapytała Lenka.

Kobieta otworzyła usta, po czym zaczęła płakać. Jej ciało przechodziło silne wstrząsy. W końcu powiedziała, że nie może się na to zgodzić. Zapakowały szybko kilka rzeczy do torby, chociaż zapomniały o ręczniku. Siostra obiecała, że go dostarczy.

Lenka w drodze do siebie zadzwoniła do swojej kuzynki. Na jej wiadomość, że cała rodzina już jest na nogi, poczuła ulgę. Siostra Weroniki, która mieszkała w Warszawie, docierała do szpitala. Atmosfera wokół nich stała się bardziej przyjazna. Choć wciąż czuła strach, Weronika czuła się silniejsza. Siłę, która pozwoli Lence się nie bać. Gdy dotarli na oddział, zaraz zaczęli badania. W tym czasie Lenka wykąpała się, przebrała w piżamę i usiadła w świetlicy. O godzinie 6.30 wszystkie wyniki badań potwierdziły zgodność. Była to piąta rano, 23. dzień grudnia i Lenka była gotowa, aby stawić czoła swojej chorobie.

„Lenka na blok operacyjny jechała na wózku. Szliśmy za nią. Przy czerwonej linii mieliśmy się pożegnać. To Lena pierwsza zaczęła, bo ja nie byłam w stanie nic powiedzieć. Płakałam. Mamy takie powiedzenie. Gdy dzieci kładą się spać, to prześcigamy się, kto pierwszy powie: >>kocha zawsze o jeden więcej<. I wtedy właśnie Lena to powiedziała.  Odparliśmy, że ją bardzo kochamy i czekamy na nią przed salą" – wraca do tamtej chwili Weronika.

Po operacji pojawiło się pytanie, skąd pochodziło serce, które ocaliło życie Lenki. Było jednoznaczne – ktoś, kto kochał, podarował swoje serce, by komuś innemu dać szansę na życie. Ta myśl mnie zahipnotyzowała – nie ma siły, która jest silniejsza od miłości. Kochać zawsze o jeden więcej – tak jak serce Lenki.

Lenka dostała szansę, której nie było widać na horyzoncie. Miała ją dzięki ofiarnej miłości innego człowieka. Serce, które otrzymała, było darem, który otworzył jej nowe możliwości. Kochać zawsze o jeden więcej, to po prostu coś, co czyni nas ludźmi.

Ktoś, kto zdecydował się oddać swoje serce, nie zrobił tego na zimno. To była decyzja wybrana z głębi serca. Ta miłość została przekazana bezinteresownie, by ocalić komuś życie. Takiej siły nie można pokonać, to jest najsilniejsze uczucie na świecie.

Serce, które ocaliło życie Lenki, to dowód na to, że miłość może być siłą, która nas wyzwala. Kochać zawsze o jeden więcej, bo miłość może zdziałać cuda – tak jak w przypadku Lenki.

Kiedy patrzyłam na Lenkę w szpitalu, wiedziałam, że to serce, które zostało jej ofiarowane, zmieniło ją na zawsze. Kochać zawsze o jeden więcej – to wiara, która może sprawić, że ludzie mają nadzieję na lepsze jutro.

Pewnego dnia Lenka opowiedziała mi swoją historię. Od tamtego momentu wiem, że bycie człowiekiem oznacza kochać zawsze o jeden więcej. Ta myśl mnie inspiruje, by nadal dawać miłość, nadzieję i pomoc innym. Kochać zawsze o jeden więcej to właśnie coś, co sprawia, że życie jest piękne!

„Kardiochirurg powiedział nam wcześniej, że gdyby coś poszło nie tak, to Lena byłaby podłączona do sztucznego krążenia i czekała do momentu znalezienia kolejnego serca. Wtedy już nieważne byłoby to, czy to serce dorosłego, czy dziecka” – opisuje Weronika.

Rodzice Lenki i jej wspaniała rodzina, wraz z jej bratem, czekali w szpitalu, aby zobaczyć ją o godz. 15.00. Kiedy córka wyjeżdżała ze szpitala, na jej łóżku pełno było pomp, monitorów, kabelków… Ale po chwili wszyscy dostrzegli, że pod tym wszystkim jest dziewczynka. Po dwóch godzinach, rodzice Lenki mogli chwilę ją zobaczyć. Weronika nie wierzyła w to, co się działo: jej córka dostała nowe serce. Samą Lenkę najbardziej przerażała myśl o tym, że będzie przez kilka dni bez serca. Gdy już mogła odwiedzać ją rodzina, dziewczynka pokazywała jak bije jej nowe serce.

„Mamo, zobacz jak ono bije” – mówiła Lenka i co chwilę sprawdzała.

Dla Lenki te chwile były trudne, lecz widok piątego piętra szpitala przyniósł jej nadzieję. Uczyła się znowu chodzić, siadać i wstawać, a w jej sercu narastało pragnienie, by rodzice dawcy wiedzieli, że jest w dobrych rękach. Przed wyjściem z tego miejsca wybrali się z Patrykiem na spacer do lasu, zostawiając za sobą chmury smutku i obaw. Lenka czuła się szczęśliwa i wiedziała, że wszystko będzie dobrze.

„Umiem już biegać” – powiedziała z dumą w głosie.  


Pochodzenie informacji: pap-mediaroom.pl

Wykorzystujemy pliki cookies.
Polityka Prywatności
Więcej
ROZUMIEM