Wojtek Wiese przeszedł przez piekło, z powodu diagnozy chłoniaka Hodgkina, zwanego też ziarnicą złośliwą lub limfogranulomatozą. Historia jego walki z chorobą jest materiałem na najlepszy film – od nadziei początkowej, po cierpienie, bunt i rozczarowanie życiem, aż po ostateczny triumf i szczęśliwe zakończenie.
Sobota rano, Wojtek Wiese budzi się z bólem kolana, ale jego miłość do fizyki teoretycznej pozostaje nienaruszona. Z nadzieją patrzy w przyszłość i przygotowuje się do nauki w klasie o profilu matematyczno – fizycznym.
Weekend był szczególny, w domu Wojtka przybyła rodzina. Wszyscy słuchali historii o psach, które miały guzki i musiały być operowane. Wojtek, wyczuwając jakieś dziwne zgrubienia na szyi, również wpadł w panikę. Następnego dnia od razu udał się do lekarza, a po wynikach badań krwi okazało się, że wszelkie parametry są wyraźnie nieprawidłowe. Wkrótce doktor skierował Wojtka na oddział hematologii i onkologii szpitala dziecięcego w Poznaniu. Tam zdiagnozowano u niego podejrzenie nowotworu.
Jego historia zaczyna się od diagnozy chłoniaka Hodgkina, czyli ziarnicy złośliwej lub limfogranulomatozy. Nie było żadnych objawów, ale powiększone szyjne węzły chłonne wzbudziły podejrzenia. Chłopak miewał stany podgorączkowe i czuł się zmęczony, ale w styczniu to normalne. Po badaniu histopatologicznym stwierdzono, że choroba jest już w IV stadium i nacieka na inne narządy.
„W śródpiersiu wyrósł olbrzymi guz. Żebym w ogóle mógł oddychać, otrzymywałem olbrzymie dawki sterydów. Co wtedy myślałem? A co może myśleć 17 – letni chłopiec, gdy słyszy tak straszną diagnozę? Choć przyznaję, że niezbyt byłem świadomy, co mi jest, wcześniej nie bardzo interesowała mnie medycyna. Słyszałem tylko rodzinne opowieści, że ktoś zmarł na raka. Nie rozumiałem nic z tego, co się wokół mnie działo. Czułem się jak aktor w niemym filmie. Wszystko wokół migało, a ja nie wiedziałem, o co chodzi. Trafiłem na oddział pełen łysych dzieci. Byłem przerażony, że czeka mnie to samo” – opowiada Wojtek.
„To było traumatyczne. Na oddziale zawarłem przyjaźnie. No i niestety, ci ludzie odeszli. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego takie sytuacje w ogóle są możliwe, buntowałem się. Cały czas szukałem sensu życia. I wreszcie przyszła odpowiedź. Skoro coś takiego mnie spotkało, to mogę to doświadczenie wykorzystać i pójść na medycynę. Całą złość przekułem w uczenie się. Maturę pisałem 4,5 miesięcy po przeszczepie szpiku kostnego. Byłem na morfinie, miałem kłopoty z pamięcią, naprawdę trudno mi było się uczyć. Ale każdego dnia próbowałem walczyć o normalną codzienność, nie leżeć w łóżku. Nie siedzieć. Dziś myślę, że jestem szczęściarzem, bo na mój nowotwór jednak znalazły się leki. Pech mój zaś polegał na tym, że jedno na 41 dzieci ma wznowy w trakcie leczenia. Dowiedziałem się tego od lekarki, która wtedy pisała doktorat i te dane pokazały badania przez nią zrobione” – opowiada.
Siedemnastolatek akceptuje swoją sytuację, choć wciąż ma w głowie wiele wątpliwości. Zastanawia się, co z tego wszystkiego wyniknie, jak będzie wyglądało jego życie w przyszłości. Czy będzie mógł spełnić swoje marzenia? W jaki sposób zmierzy się ze śmiercią?
Siedemnastolatek wie, że czeka go trudny okres. Choroba nowotworowa to ogromne wyzwanie, które może przynieść wznowę. Wojtek wie, że najważniejsze jest pozostać silnym, nieustannie walczyć i szukać nadziei.
Wojtek wie, że w swoim życiu nie zazna wszystkiego, co zaznają rówieśnicy. Nie zazna prywatkowych potańcówek, wyjazdów z przyjaciółmi, szaleństw i szczęścia. Ale wciąż ma nadzieję, że każdego dnia życie przyniesie mu coś dobrego, coś nieoczekiwanego.
Siedemnastolatek próbuje znaleźć w sobie odwagę i siłę, aby walczyć o swoje marzenia. On wie, że nawet jeśli nie zrealizuje wszystkiego, co zaplanował, to będzie w stanie wyciągnąć z tego jakieś pozytywne wnioski i przeżyć piękne chwile.
Wojtek wie, że najważniejsze jest być silnym, wierzyć w siebie i nie dać się pokonać. On wierzy, że życie daje mu wiele możliwości, więc wciąż trwa w swojej walce o szczęście.
Siedemnastolatek wyciąga wnioski ze swoich doświadczeń i starannie planuje dalszą drogę. Chce zrozumieć sens życia i udać się w niezbadane rejony. Pragnie znaleźć odpowiedzi na pytania, które nieustannie nurtują go od dawna.
„Dopiero po paru miesiącach przyszła cicha akceptacja. Nie widziałem innego świata poza szpitalnym odziałem na onkologii dziecięcej. Załamałem się, gdy mimo intensywnego leczenia, nastąpiła progresja choroby. Wówczas zdecydowano o autoprzeszczepie szpiku kostnego. Niestety, 2 lub 3 miesiące potem pojawiła się wznowa” – wspomina Wojtek.
Kiedy pacjent skończył 18 lat, został przeniesiony na oddział dla dorosłych. Leczenie dziecięce zostało zastąpione leczeniem dorosłych, jednak nie przyniosło pożądanych efektów. Po przerwaniu radioterapii, w Poznaniu, pacjentowi został zaproponowany nowoczesny lek, jednak niestety nie był on refundowany. Dopiero po kilku miesiącach pacjenci chorzy na chłoniaka Hodgkina mogli skorzystać z dostępnego leczenia.
I dzięki wielkiemu wsparciu społeczności z Złotowa i internetu, Wojtek odzyskał zdrowie. To dla niego było jak cud. Fundacja Złotowianka była bardzo pomocna w zbieraniu środków na leczenie Wojtka. Do dzisiaj jego serce pełne jest wdzięczności.
Kolejnym cudem było to, że po dwóch dawkach przeciwciał choroba zniknęła bez żadnych powikłań. Nie było żadnych objawów ubocznych ani spadku masy ciała. Wojtek mógł cieszyć się z powrotu do zdrowia.
Pomimo wcześniejszych prób leczenia za pomocą autoprzeszczepu, choroba okazała się na tyle oporna, że zdecydowano się na przeszczep szpiku od dawcy niespokrewnionego. Tym samym, wybrano bardziej skuteczną metodę leczenia.
Wojtek, mimo porażki w konkursie, nie traci ducha. Przemienia się z pacjenta w studenta medycyny, aby móc pomagać innym w przyszłości. Jego wysiłki są wynagradzane, gdyż uzyskuje zaszczytne stypendium od Uniwersytetu Medycznego w Warszawie.
Po pierwszej progresji choroby, w której nadzieje na szybki powrót do szkoły zostały zachwiane, najstarszy na oddziale spędza czas z młodszymi pacjentami. Czyta im bajki i dzieli się swoimi doświadczeniami.
„Sprawiało mi to niesamowitą frajdę i zrozumiałem, że pomagając komuś, pomagam także sobie. Ta pomoc była iskierką radości. I pomyślałem, że skoro tyle czasu spędziłem w szpitalu, to powinienem zostać lekarzem. Pamiętam, że powiedziałem to mamie na korytarzu szpitalnym. Przytaknęła. Dopiero długo później przyznała, że nie wierzyła, że zmienię kierunek zainteresowań i pójdę na studia medyczne. Gdy wiedziałem już, że mam tak trudny nowotwór, zmagałem się z mnóstwem sportowej złości. I postanowiłem, że jak sportowiec pokażę innym, że coś mogę mimo choroby. I całe wkurzenie sportowe wykorzystam, by pomagać innym, zostanę lekarzem. Miałem nauczanie indywidualne, wstawałem o godz. 6 rano i uczyłem się. Byłem bardzo radykalny: albo studia medyczne, albo nic” – opowiada Wojtek.
„Czułem się nieszczęśliwy. Ze studiowania chemii zrezygnowałem po pierwszym półroczu i cały wysiłek włożyłem w poprawienie wyników matury. Dostałem się na studia lekarskie do Łodzi. Uczyłem się, jak pracować na oddziale, który tak dobrze poznałem jako pacjent. Teraz byłem studentem na praktykach i szlag mnie trafiał, że rodzice dzieci chorych onkologicznie śpią pod łóżkami, a w maleńkiej sali przebywa 8 osób. Urządziłem więc zbiórkę na remont oddziału. Udało się zebrać 15000 zł. Gdy jednak poznańskie firmy dowiedziały się o tej akcji, udało się stworzyć kolejną akcję – Rogalowe. Sprzedawało się rogale świętomarcińskie, a cały dochód szedł na Stowarzyszenie Dzieciaki Chojraki na rzecz Kliniki Onkologii, Hematologii i Transplantologii Pediatrycznej Szpitala Klinicznego im. Karola Jonschera w Poznaniu. W ten sposób zostało zebrane kilkaset tysięcy złotych. Cieszę się, że obecnie w Poznaniu jest nowa nowa klinika onkologii dziecięcej. I dzieci mają lepiej niż ja miałem” – wspomina Wojtek.
Studenci mają ogromną determinację, by przejść na medycynę. Dlatego wykorzystuje on swoją wiedzę z chemii do badania leków, które mogą być pomocne w leczeniu szpiczaka mnogiego. Poznaje też pozostałe aspekty związane z medycyną, co pozwala mu w pełni przygotować się do egzaminu na medycynę.
Już w pierwszym semestrze studiów w Poznaniu uczestniczy w zajęciach studenckiego koła naukowego. Później podejmuje się grantu badawczego, który pozwala mu poznać szczegóły szpiczaka mnogiego. Pisanie artykułów naukowych pozwala mu wypracować umiejętności niezbędne do przyjęcia na medycynę. Na szóstym roku studiów zostaje przewodniczącym studenckiego koła medycyny molekularnej.
Dzięki swojej wiedzy z chemii oraz głębokiemu rozumieniu medycyny, student zaczyna przeprowadzać badania nad lekami, które mogą być pomocne w leczeniu szpiczaka mnogiego. Przygotowuje się także do egzaminu na medycynę, aby ostatecznie uzyskać doktorat i przenieść się na medycynę.
Studenci są zmotywowani do przystąpienia do egzaminu na medycynę. Dlatego student stara się wykorzystać swoją wiedzę z chemii, aby przeprowadzić badania nad lekami, które mogą być pomocne w leczeniu szpiczaka mnogiego. Przygotowuje się także do egzaminu na medycynę, aby ostatecznie osiągnąć swój cel i uzyskać doktorat medycyny.
Za sprawą 26-letniego przyjaciela, który pokonał raka jelita grubego, wyprawa rowerowa do Santiago de Compostela została wykorzystana do zbiórki pieniędzy na rzecz fundacji onkologicznej.
Mimo wielu wątpliwości, jakie pojawiły się w trakcie jego trudnej drogi do zdrowia, on wciąż wierzy w istnienie Boga. Wiara ta napędza go i daje mu nadzieję, że wszystko ułoży się po jego myśli.
„Jest moją inspiracją, sama rozpoczęła specjalizację z wymagającej dla kobiet dziedziny. Poza medycyną ma sporo pasji i uczy mnie, że warto rozwijać się w wielu kierunkach. Daje obecność, miłość. Jest obok. Bez niej nie byłoby grantów naukowych. Miałem tylko 1,5 tygodnia na złożenie dokumentacji. Bardzo mnie motywowała. Wspierała także pomysł rowerowej pielgrzymki. Również finansowo, bo jeszcze nie pracowałem, a ona już pracowała. Odwzajemniam jej olbrzymie wsparcie i miłość” – zapewnia Wojtek.
Gdy po raz pierwszy odwiedził łódzkie klasztory dominikanów, nie miał pojęcia, że to właśnie tam pozna swoją przyszłą żonę – Justynę. Jego wizyta przyniosła niespodziewaną odmianę w jego życiu i wyzwoliła w nim nowe uczucia.
Wiele lat po przybyciu do Łodzi, zdał sobie sprawę, że niemożliwe stało się możliwe. Poczuł, że przeszłość, która raz go przerażała, teraz daje mu nową siłę i zrozumienie.
Dzięki spotkaniu w klasztorze, stał się bardziej otwarty na nowe doświadczenia. Dostrzegał piękno w rzeczach, które kiedyś wydawały mu się mało istotne.
„Utrzymuję dobre relacje z najbliższymi, dzwonię do babci, do rodziców, do teściów, bo nic nie trwa wiecznie. Naprawdę doceniam życie” – mówi wzruszony.
Kiedyś był pacjentem, bezsilnym wobec choroby. Dziś zrozumiał, że musi stawać się coraz bardziej świadomy zdrowia i często sam zajmować się swoim zdrowiem.
Kiedyś nie miał pojęcia o tym, jak ciężka jest praca lekarzy. Dziś uświadomił sobie, jak trudne jest odnalezienie właściwego leczenia i jak ważne jest wspieranie pacjentów w ich walce z chorobą.
Kiedyś pacjent, dziś lekarz
Zawsze miał szacunek dla lekarzy, którzy hejtowali chorobę. Teraz jako lekarz sam jest częścią tego procesu: dzieli się swoją wiedzą, rozumie ból pacjenta i wie, jak ważna jest troska o jego zdrowie.
Kiedyś sam szukał pomocy, teraz sam stara się nieść ją potrzebującym. Rozumie, że czasem trzeba zrobić krok w tył, odpocząć i zadbać o siebie, aby móc lepiej służyć innym.
Kiedyś nie zdawał sobie sprawy z odpowiedzialności, jaka ciąży na lekarzu. Teraz jako sam lekarz zdaje sobie sprawę, jak ważne jest przestrzeganie standardów opieki, zapewnianie pacjentom bezpieczeństwa i wybieranie najlepszych dla nich rozwiązań.
Sam lubi spędzać czas na spacerach, aby odciąć się od negatywnych wiadomości ze świata. Każdego dnia znajduje czas na medytację, a także spotkania ze znajomymi, by wspólnie cieszyć się i cieszyć dobrym towarzystwem.
Wojtek: – „Powtarzam sobie: przecież jest ok, jestem zdrowy. Jeśli zaś tylko poczuję, że coś jest nie tak, natychmiast idę do lekarza. Ten zazwyczaj uspokaja. Pierwsze zarobione pieniądze przeznaczyłem na psychoterapię. By nie przenosić swojej traumy na najbliższych. Z perspektywy czasu uważam, że wielka szkoda, że nie miałem wsparcia psychologicznego w chorobie. Chciałbym zaapelować do pacjentów onkologicznych: nie bójcie się skorzystać z profesjonalnej opieki psychologicznej”.
„Nigdy nie chciałem cierpieć i nigdy już nie chciałbym cierpieć – zapewnia.
„Po pierwszych próbach zbawienia całego świata zrozumiałem, że nie jestem w stanie tego zrobić, wyleczyłem się z bycia zbawicielem. Marzyłem o wynalezieniu leku na raka. O tym, że skończę medycynę, pójdę do laboratorium i odkryję nowy lek i uzdrowię wszystkich. No, ale jak zobaczyłem, na czym polega praca naukowa, zrozumiałem, że to nie jest takie proste, albo nawet niemożliwe w tym momencie. Niemniej cały czas mam nadzieję, że z mojego powodu świat stanie się lepszym miejscem do życia” – mówi.
„Najbardziej mnie ujęła, gdy taki schorowany po chemioterapii złapałem rotawirusa, a ona zmieniała mi podkłady. Doceniam, że wtedy była ze mną. Narzeczony siostry przychodził do mnie na oddział. Od wielu osób dostałem mnóstwo wsparcia. A gdy niedawno dałem post na Facebooku, że wracam na oddział jako lekarz, zainteresowanie mnie przerosło. Dziękuję wszystkim za wsparcie. Chciałbym zmotywować ludzi w najgorszym położeniu: kochani, wszystko może się udać” – mówi Wojtek.
Lęk może być ciągle obecny, ale Wojtek będzie zdobywał siłę, aby mu się nie poddać.
Życie Wojtka to bardzo trudne doświadczenie, ale ktoś mógłby powiedzieć, że mu się opłaciło. Pokazało mu, jak wielkie znaczenie ma wsparcie innych ludzi.
Dzięki chorobie, Wojtek zaczął doceniać każdą chwilę.
Zaczynał od nowa. Mógł cieszyć się z powrotu do zdrowia i być szczęśliwy – z powodu wielu dobrych ludzi, którzy wspierali go w tym trudnym momencie.
Choroba uświadomiła mu, jak ważne jest wspieranie się nawzajem i szanowanie innych.
Uświadomił sobie, że nawet w cierpieniu można odnaleźć światło i nadzieję.
Wojtek zrozumiał, że mimo trudnych momentów, życie ma w sobie mnóstwo piękna.
Postanowił zmienić swoje życie na lepsze, pozostając wdzięczny za to, co ma.
Teraz Wojtek ma plan na życie. Chce cieszyć się każdym dniem, żyjąc pełnią życia.
Mimo obaw, Wojtek jest gotowy do działania i znajdzie siły, aby osiągnąć swoje cele.
Nie zamierza pozwolić, aby to, co się wydarzyło, zdefiniowało jego życie, ani ograniczyło jego możliwości.
Posiada niezachwianą wiarę, że jeśli będzie działać z właściwym nastawieniem, to niezależnie od tego, co przyjdzie mu w życiu, będzie mógł zawsze sięgnąć po szczęście.
„Dziś odwdzięczam się za całe dobro, wspieram w Poznaniu akcję >>Drużyna szpiku<<. Działam jako wolontariusz Fundacji Pokonaj Chłoniaka” – wylicza.
Kuba uwielbia czytać i w pandemii udało mu się przeczytać aż 52 książki! Postanowił, że wyznaczy sobie cel czytania jednej tygodniowo i dotrzymał swojego postanowienia do końca. Pewnie w czasie trwania tej pandemii napotkał wiele różnych opowieści, które zainspirowały go do stworzenia własnej historii.
Wojtek: – „Posługując się własnym przykładem, chciałbym motywować innych do działania, do pokonywania trudności. Dzięki dobrym ludziom, szczęściu i ciężkiej pracy, jestem tu, gdzie jestem. Sam nie dałbym rady. Zróbmy stop klatkę, bo nie sądziłem, że wspomnieniu choroby, będą towarzyszyć takie emocje. Nawet grając w najbardziej optymistycznym filmie, aktor musi wypocząć”.
Źródło dystrybucji: pap-mediaroom.pl