Eksperci podczas XVI Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach ostrzegli, że sytuacja demograficzna w Polsce stwarza lukę populacyjną na rynku pracy, co może negatywnie wpłynąć na finanse publiczne i gospodarkę. Zalecono inwestycje w innowacje poprawiające produktywność, dłuższą aktywność zawodową i imigrację jako sposoby na rozwiązanie tego problemu.
W trakcie dyskusji na panelu dotyczącym wpływu demografii na finanse publiczne, system ubezpieczeń społecznych i gospodarkę, prof. Grażyna Trzpiot z Katedry Demografii i Statystyki Ekonomicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach zauważyła, że średnia długość życia Polaków w ostatnich 50 latach wzrosła o 20 lat. Zwróciła uwagę na malejącą liczbę urodzeń, która powoduje odwrócenie piramidy demograficznej. Mimo pewnej poprawy, wskaźnik dzietności w Polsce nadal jest niski, wynosząc 1,4, podczas gdy do zastępowalności pokoleń potrzebne jest 2,1.
„W Europie tylko Francja ociera się o niego z wynikiem 1.8” – podała prof. Trzpiot.
Podkreśliła, że skończyła się dywidenda demograficzna, która polegała na wzroście relacji populacji w wieku produkcyjnym do populacji nieprodukcyjnej. Teraz jest ona ujemna, co wywołuje negatywną presję na tempo rozwoju gospodarczego. Według prof. Trzpiot w Polsce pojawia się nowe zjawisko, tzw. dywidendy długowieczności.
Dywidenda demograficzna, czyli wzrost relacji populacji w wieku produkcyjnym do populacji nieprodukcyjnej, została zauważona jako zakończona. Obecnie jest ona ujemna, co wywiera negatywny wpływ na tempo rozwoju gospodarczego. Według prof. Trzpiot w Polsce pojawiło się nowe zjawisko, tzw. dywidendy długowieczności.
Według Dominika Rozkruta, który jest prezesem Głównego Urzędu Statystycznego, depopulacja jest szczególnie dotkliwa na wschodnich obszarach kraju, zwłaszcza przy granicy z Białorusią. Obserwuje się również podwójne starzenie się społeczeństwa, czyli szybki wzrost liczby osób w wieku 80 lat i więcej.
„Coraz mniej mamy rodzin, małżeństw, z drugiej strony rośnie liczba małżeństw bez dzieci” – powiedział. Dodał, że zgodnie z szacunkami w 2060 roku Polaków będzie najwyżej 32 miliony.
Paweł Jaroszek, członek zarządu Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, podkreślił, że polski system emerytalny, oparty na zdefiniowanej składce, czyli zasadzie „ile wpłacisz, tyle otrzymasz”, jest w stanie przeciwstawić się negatywnym skutkom demograficznym, uwzględniając aktuarialne obliczenia ubezpieczeniowe.
Jaroszek zauważył, że system emerytalny w Polsce, oparty na zdefiniowanej składce, czyli zasadzie „ile wpłacasz, tyle otrzymujesz”, jest w stanie przeciwdziałać negatywnym skutkom demograficznym, uwzględniając rachunek aktuarialny (ubezpieczeniowy).
„Ale biorąc pod uwagę drugi komponent społeczny i ingerencje ustawodawcy, fundusz ubezpieczeń społecznych (FUS) zarządzany przez ZUS jest tak skonstruowany, że historycznie był deficytowy i będzie deficytowy do roku 2080, jednak ten deficyt realnie będzie spadał” – powiedział.
Jaroszek zauważył, że w ciągu najbliższych kilku lat deficyt FUS w stosunku do PKB z perspektywy aktuarialnej będzie rosnąć, a następnie zaczną spadać, osiągając maksymalny poziom 2,7 proc. i obniżając się do 0,7 proc.
Według eksperta, w przyszłości siła nabywcza emerytur zależna będzie od wartości zgromadzonych składek, ale mimo ich wzrostu, beneficjenci mogą odczuwać spadek zamożności.
„Można to porównać do sytuacji, że w oczach świata jesteśmy dość zamożnym społeczeństwem, ale we własnych oczach wciąż nam sporo brakuje do zamożniejszych sąsiadów z Zachodu, do których chcemy się porównywać” – wyjaśnił.
Prezes spółki PFR Portal PPK, Robert Zapotoczny, podkreśla rosnące znaczenie dodatkowego oszczędzania, w tym na przyszłą emeryturę. Zaznacza, że Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK) stanowią możliwość gromadzenia oszczędności na przyszłość, nie będąc jednak rozwiązaniem dla niżu demograficznego.
Zapotoczny, prezes spółki PFR Portal PPK, wyjaśnia, że Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK) nie tylko pozwalają gromadzić oszczędności na przyszłą emeryturę, lecz także oferują inne możliwości oszczędzania na przyszłość, odpowiadając tym samym na rosnące zapotrzebowanie na dodatkowe zabezpieczenie finansowe.
Przewodniczący Rady Programowej Instytutu Finansów Publicznych, Prof. Paweł Wojciechowski, który był również ministrem finansów, zauważył ogromny wpływ demografii na sytuację finansów publicznych.
„Starzejące się społeczeństwo, którym się stajemy, jest jednym z największych zagrożeń dla stabilności finansów publicznych. Według raportu OECD do roku 2050 nasz dług w relacji do PKB ma wzrosnąć nawet do 140 proc.” – podał.
„Już dziś ponad 1 milion Ukraińców pracuje w Polsce, płacąc składki do ZUS. Ich kontrybucja do ZUS sięga 5,5 proc., a wypłaty nie przekraczają 0,25 proc. pobieranych świadczeń, więc to saldo jest bardzo dodatnie” – zaznaczył.
„Już dziś rząd pracuje nad pierwszą w wolnej Polsce strategią imigracyjną, która ma posłużyć wypełnieniu luki populacyjnej na rynku pracy, która jest największym zagrożeniem dla gospodarki w długim terminie” – zaznaczył ekspert.
„Jeśli chcemy zasypać te luki podaży pracy, to w jednej trzeciej możemy ją wypełnić inwestycjami w innowacje, które zwiększą nam produktywność tego zasobu pracy, który będziemy mieli w gospodarce. Kolejny element to rozwiązania strukturalne wydłużające aktywność na rynku pracy. Ostatnia trzecia cześć – to przemyślana i oparta na integracji polityka migracyjna” – podkreślił ekspert.
Prognozują, że nasz dług publiczny osiągnie 60 proc. PKB w 2026 roku.
Prof. Wojciechowski zauważył, że korzystne dla naszej gospodarki jest to, że jesteśmy krajem imigracyjnym.
Według Wojciechowskiego, korzyści te będą jeszcze większe, jeśli migracja krótkoterminowa zmieni się w długi pobyt w naszym kraju.
Prof. Wojciechowski zaznaczył, że oprócz deficytu populacji, polska gospodarka cierpi także na lukę w produktywności, wynikającą z braku inwestycji w wysokie technologie.
Prof. Wojciechowski podkreślił również, że automatyzacja i sztuczna inteligencja spowodują zniknięcie części zawodów, ale powstaną nowe.
Według prezesa Rozkruta, polscy przedsiębiorcy chcą inwestować w nowe technologie, ale jest to kosztowne i obarczone dużym ryzykiem, dlatego potrzebne jest wsparcie publiczne w finansowaniu badań. Zauważył, że Polsce nakłady na innowacje urosły z 0,5 do 1,5 proc. PKB, a powinno to być co najmniej 3,5 proc. Dla porównania najbardziej innowacyjne kraje, jak np. Korea Południowa przeznacza na innowacje ponad 5 proc. swojego PKB.
Pochodzenie wiadomości: pap-mediaroom.pl